Lost Planet 3: Recenzja (PC)

R.PredkoSkomentuj
Lost Planet 3: Recenzja (PC)
Pojawienie się tej właśnie gry było mi dość obojętne. Przed laty miałem bowiem możliwość zapoznania się z pierwszą odsłoną Lost Planet i z tego co pamiętam, oprócz widowiskowych walk ze stworzeniami zamieszkującymi zlodowaciałą planetę, nie było w niej nic szczególnego. Lost Planet 2 pominąłem całkowicie natomiast „trójka” z racji mych obowiązków zawodowych stała się podmiotem recenzenckich testów. Nie ukrywam podszedłem doń lekceważąco, nie wiedząc, że już niedługo wywróci ona do góry nogami część mojego światopoglądu.Wszystko to za sprawą głównego bohatera, niejakiego Jima Peytona, który skuszony niebotycznymi zarobkami, opuszcza Ziemię, podejmując się niebezpiecznej pracy na odległej, skutej lodem planecie E.D.N III. Postać ta to żaden wielki wojownik, nie dysponuje on super umiejętnościami czy też nadnaturalną siłą. Obce są mu również ambicje zmieniania świata czy też dążenia do zdobycia sławy bohatera, walczącego w imię szczytnych ideologii. Przyjmując posadę górnika, pragnie jedynie zapewnić godziwą przyszłość swej rodzinie, która pozostała na Ziemi.

Ceną jaką płaci jest rozłąka i tęsknota za najbliższymi, o czym przekonujemy się w trakcie krótkich przerywników filmowych, pomiędzy poszczególnymi misjami. Skarżąc się na zimno i nie wstydząc się strachu oraz własnych słabości, wyraża on szczerze swe uczucia. Kontakt z ukochaną małżonką zapewniają mu wyłącznie przekazy multimedialne, odtwarzane za pośrednictwem cyfrowych urządzeń.

Taki stan rzeczy dość znacząco odbiega od tego co znamy z innych produkcji świata gier komputerowych. Zazwyczaj bowiem miało się świadomość tego, że postać którą kontrolujemy, jest jedynie narzędziem działającym na zasadzie zaprogramowanej maszyny, obojętnej na wszelkie okoliczności a jedyny cel to wypełnienie zadań przewidzianych w scenariuszu.

W Lost Planet 3 zadania, choć często nie łatwe i ryzykowne, wpisane są w kontrakt, który wedle założeń, pewnego dnia i tak dobiegnie końca, umożliwiając tym samym lepsze życie rodzinie Peytonów.

Ktoś powie: „Zaraz przecież pojawiały się dotychczas produkcje, w których postać kierowała się emocjami. Taki np. Max Payne – mszcząc się za śmierć żony i dziecka kładł trupem każdego kto tylko pojawił się na drodze”. To oczywiście prawda, jednakoż jegomość ten dysponując umiejętnością spowalniania czasu a także opanowanymi do perfekcji technikami walki bronią palną, na każdym kroku przekonywał o swej wyższości nad pojawiającymi się zagrożeniami.

Jim Peyton jest inny. To zwykły nowicjusz, który wraz z nami uczy się reguł rządzących funkcjonowaniem na planecie E.D.N III. Rozmawiając z współpracownikami poznaje ich ludzkie cechy oraz słabości, wyrabiając sobie własne opinie na ich temat. Niekiedy współpracownicy zlecają mu nawet zadania, które traktowane są jako misje poboczne.

Dla naszego bohatera jest to znakomita okazja by dorobić na boku parę groszy, tak przydatnych do zakupu nowych broni lub ulepszenia już posiadanych. Fundusze pozwalają również rozwijać umiejętności Peytona oraz parametry używanego przezeń górniczego Mecha.

Tak tak, musicie wiedzieć, że sporą część zabawy spędzimy w potężnej maszynie kroczącej. Jej użyteczność sprawdzi się zarówno w trakcie walki jak i podczas prac technicznych, zlecanych przez przełożonych.

Fajnym rozwiązaniem jest to, że wspomniana wyżej maszyna okazuje się przydatną nawet w przypadku, gdy bohater nasz porusza się pieszo. Po pierwsze znajdując się w określonym promieniu od położenia mecha, łapiemy tzw. „kontakt z bazą”. Mamy tym samym wgląd w oraz wyświetlane na ekranie statystyki dotyczące broni oraz ilości posiadanej amunicji.

Po drugie będąc blisko robota, zwiększa się szybkość regeneracji punktów życia. Po trzecie zaś w jego nodze zamontowano skrzynkę z bronią, umożliwiającą uzupełnianie amunicji oraz zmianę zestawu oręża. To oczywiście nie wszystko. W Lost Planet 3 możemy korzystać także z innych narzędzi, zdobywanych wraz z postępami w rozgrywce (próbnik umożliwiający zbieranie materiału genetycznego obcych, czy np. wyciągarka za pomocą której dotrzemy do miejsc określanych jako trudno dostępne).


Co ciekawe w grze istnieje możliwość powrotu do odwiedzonych już lokacji, po to by np. wykonać jakąś misję lub też dzięki nowym gadżetom odkryć nieznane nam wcześniej sekrety planety E.D.N III.Przez cały czas trwania zabawy wskazanym jest korzystać z urządzenia, które od razu skojarzyło mi się z falloutowym Pip-Boyem. Jego funkcje pozwolą nam w dowolnym momencie zerknąć na listę przydzielonych zadań a także związanych z ich wykonaniem nagród. W dowolnym momencie będziemy mogli spojrzeć też na elektroniczną mapę, czy też odtworzenia dźwiękowych i tekstowych notatek znalezionych w różnych miejscach planety.

Z czasem odblokowane zostaną też kolejne funkcje naszego naręcznego komputera, wśród których znajdą się m.in. informacje na temat istot, od których pobierzemy próbki kodu DNA.

Miejscem stanowiącym serce całej akcji jest trój-poziomowa baza, pełniąca na czas kontraktu funkcję naszego domu. Tam oto odbieramy wytyczne odnośnie zleceń, ulepszamy sprzęt czy też dokonujemy wszelkich zakupów. To właśnie w niej próbując żyć normalnie, cierpimy z tęsknoty za rodziną…

Rozgrywka to w dużej mierze walki z napotkanymi w trakcie zadań bestiami, zamieszkującymi zlodowaciałe tereny planety E.D.N III. Oprócz pomniejszych istot co jakiś czas przyjdzie nam również walczyć z tzw. Bossami, imponującymi swym rozmiarem.

Codzienność Jima oprócz myśli o żonie, stanowią wspomniane wcześniej misje. Dzięki nim poznajemy niuanse fabuły, która mi osobiście bardzo przypadła do gustu. Spotkałem się co prawda z opiniami, że jest ona przewidywalna i mocno oklepana ale wiadomo – „Z racją jest jak z d.. – każdy ma swoją”, powstrzymam się więc od polemizowania na ten temat. Niemniej pozwólcie, że uniknę również zdradzania sekretów opowiedzianej w grze historii, bo po cóż psuć radość płynącą z poznawania nieznanego?

Wypuszczając się na tereny E.D.N III przemierzać będziemy otwarty świat gry, który nie dość ,że sam w sobie niebezpieczny to na dodatek zamieszkują go różnej maści krwiożercze bestie. Planeta ta jak już wiecie spowita jest lodem co w efekcie stwarza obraz beznamiętnie złowieszczego piękna. Niejednokrotnie łapałem się na tym, że zamiast kontynuować zlecone mi zadanie, przystawałem u zbocza jakiejś przepaści jedynie po to, by podziwiać ujmujące krajobrazy.

Oczywiście zdaję sobie sprawę z istnienia głosów zarzucających, sceneriom łudzące względem siebie podobieństwo. Chciałbym więc zapytać w jaki sposób bardziej urozmaicić można pokryty śniegiem świat? Moim zdaniem twórcom udało się to idealnie.

5
Skoro jednak miałbym się czegoś przyczepić, to z całą pewnością będzie to jakość niektórych tekstur, rażących niedoskonałością gdy zbliżymy się do pokrytego nimi obiektu. Nie będę ukrywał również faktu, że podczas rozgrywki, brakowało mi możliwości niszczenia elementów otoczenia. Było to bardzo dziwne, zwłaszcza gdy nasz potężnych mech – przeznaczony do prac górniczych, nie był wstanie skruszyć niewielkich nawet odłamków skalnych. Wyjątek stanowiły jedynie te przeszkody, destrukcję których przewidzieli twórcy.

Podczas rozgrywki zdarzyło mi się również natknąć na dość upierdliwy błąd. Bug ten pojawił się podczas próby skorzystania z wyciągarki i wspięcia się na skalną platformę. Wtedy to, sterowana przeze mnie postać, owszem wystrzeliła linę z hakiem, który standardowo przywarł do wskazanego punktu jednak pomimo najszczerszych chęci, nigdy nie dotarła na miejsce.

Wyglądało to tak, że wszystkie tekstury po prostu zniknęły a zamiast nich pojawiła się jedna wielka, migająca szarość. Tak… migająca i to na tyle intensywnie, że osoby z epilepsją mogłyby doznać ataku. Co wtedy robił nasz bohater? Nieświadom niczego wjeżdżał spokojnie na wspomnianej wcześniej wyciągarce i zapewne czyniłby to w nieskończoność gdyby nie moja reakcja, poparta siłą funkcji „Wczytaj ostatni autozapis”.

Przy ponownej próbie zmierzenia się z opisanym tu fragmentem rozgrywki, problem nie wystąpił co pozwala mi mieć nadzieję, że był to jednorazowy wybryk wirtualnej natury.

Dość nużące okazało się z czasem bieganie po bazie, zwłaszcza że przemieszczanie się pomiędzy jej kondygnacjami łączyło się z podziwianiem ekranu wczytywania.

Zbierając jednak do kupy, wszystko czego uświadczyłem podczas mej przygody z Lost Planet 3, muszę przyznać, że choć nie zabrakło kilku wpadek, bawiłem się całkiem nieźle. Co najważniejsze chyba po raz pierwszy w swej wieloletniej karierze gracza, tak bardzo zintegrowałem się z postacią, w którą przyszło mi się wcielić. Osoba Jima Peytona ukazana z perspektywy człowieka, który w imię zapewnienia godziwego życia swej rodzinie, decyduje wyruszyć na odległą planetę, już na zawsze pozostanie w mej pamięci.

Ocena ogólna w skali od 1 do 10 to solidne 7.

Udostępnij

R.Predko