Samochody elektryczne nie mają być tanie. Unia Europejska ma o to zadbać

Maksym SłomskiSkomentuj
Samochody elektryczne nie mają być tanie. Unia Europejska ma o to zadbać
Nie wiem czy pamiętacie jeszcze, w jaki sposób zachęcano swojego czasu konsumentów do wizji przyszłości, w której europejskie drogi będą przemierzać samochody elektryczne. Otóż samochody elektryczne miały być tanie i tańsze niż ich spalinowe odpowiedniki. Każdy, kto ma choćby minimalne rozeznanie w rynku motoryzacyjnym dostrzega, że samochody elektryczne są znacznie droższe niż spalinowe i jeśli ceny tych pojazdów się zrównają, to tylko dlatego, że „spaliniaki” będą drożały szybciej. Nadzieją na istnienie przystępnych cenowo aut elektrycznych na Starym Kontynencie dały i nadal dają Chiny. Nie podoba się to jednak europejskim krajom, które zarabiają krocie na swoich rozwiązaniach.

Rynek europejski trzeba chronić przed tanimi elektrykami z Chin

Konkurencja to wspaniała rzecz z punktu widzenia konsumentów. Firmy muszą rywalizować o ich względy nie tylko jakością, ale również cenami. Wizja konkurowania z produkującymi coraz lepsze i tańsze auta Chinami nie podoba się jednak tym krajom członkowskim Unii Europejskiej, których budżety zasilane są ogromnymi sumami pieniędzy z tytułu sprzedaży aut własnych marek. Francja robi wszystko, aby europejski konsument nie miał do nich łatwego i taniego dostępu.

Francja wywiera rosnącą presję na Brukselę, by ta przeciwstawiła się temu, co Francuzi uznają za nieuczciwą przewagę Chin w sektorach eksportowych, takich jak pojazdy elektryczne. UE obawia się ryzyka wywołania otwartego konfliktu handlowego z Pekinem. W opozycji są między innymi Niemcy, gdzie Chińczycy już teraz sprzedają samochody elektryczne cieszące się sporym uznaniem tamtejszych konsumentów.

Francja domaga się m.in. wprowadzenia wyższych niż dotychczasowe, 10-procentowe, ceł – Turcja jakiś czas temu wprowadziła na przykład na chińskie elektryki cło… 40-procentowe. Politycy obawiają się, że Pekin może wykorzystać hojne wsparcie państwa dla produkcji „nieuczciwie tanich pojazdów”, które mogą zalać rynek UE z szybkością i skalą zagrażającą produkcji samochodów elektrycznych europejskich. Oczywiście korzystnym dla rynku Wspólnoty jest promowanie własnych produktów, których sprzedaż zasila budżet krajów członkowskich UE, ale znaleźć tu należy złoty środek, stanowiący korzystne rozwiązanie także dla konsumentów. Takiego na horyzoncie na razie nie widać.

W swoim przemówieniu wygłoszonym w maju prezydent Francji Emmanuel Macron mówił, że UE nie powinna pozwalać Chinom na wygrywanie rywalizacji w sektorze samochodowym w taki sam sposób, jak w przypadku paneli słonecznych. „Nie możemy powtarzać na rynku samochodów elektrycznych błędów, które popełniliśmy z fotowoltaiką, gdzie stworzyliśmy zależność od chińskiego przemysłu i sprawiliśmy, że to chińscy producenci prosperują” – powiedział.

Perspektywa kolejnych europejskich zakazów dla Chin

Zmiana przepisów dotyczących importowanych z Chin pojazdów elektrycznych nie jest jedyną ofensywą szykowaną przeciwko Chinom, którą bada główny urzędnik ds. egzekwowania handlu Komisji Europejskiej, Denis Redonnet. Bruksela rozważa również ruch w ramach nowego międzynarodowego instrumentu zamówień przeciwko chińskim wyrobom medycznym. Bruksela zagroziła na początku tego roku, że jest gotowa do wdrożenia narzędzia po raz pierwszy w 2023 roku.

Obie sprawy wciąż pozostają otwarte. Należy pamiętać o tym, że ruch Unii Europejskiej dotyczący ograniczeń w imporcie chińskich paneli słonecznych i sprzętu telekomunikacyjnego w latach 2012 i 2013 niemalże wywołał wojnę handlową pomiędzy UE i Państwem Środka.

Źródło: Politico.eu

Udostępnij

Maksym SłomskiZ dziennikarstwem technologicznym związany od 2009 roku, z nowymi technologiami od dzieciństwa. Pamięta pakiety internetowe TP i granie z kumplami w kafejkach internetowych. Obecnie newsman, tester oraz "ten od TikToka". Miłośnik ulepszania swojego desktopa, czochrania kotów, Mazdy MX-5 i aktywnego uprawiania sportu. Wyznawca filozofii xD.