Orzeczenie wydano w sprawie, w której obrońca praw zwierząt oskarżał innego internautę o lajkowanie postów zarzucających mu bycie antysemitą i neonazistą. Szwajcarski sąd w Zurychu postawił sprawę jasno: za przestępstwo może zostać uznana działalność polegająca na publicznym wyrażaniu aprobaty dla postów niezgodnych z prawem lub dalszym rozpowszechnianiu takich materiałów.
„Korzystanie z przycisków „Lubię to” i „Udostępnij” na Facebooku może poprawiać widoczność, a tym samym przyczynić się do rozpowszechniania w sieci społecznościowej oznaczonych treści”, słusznie zauważył sędzia orzekający. Rzecz jasna clou sprawy jest tutaj przestępstwo zniesławienia, którego pozwany dopuścił się przy wykorzystaniu nowoczesnych środków przekazu – wraz z autorem „lajkowanego” posta, a także zapewne innymi osobami korzystającymi z systemu reakcji, którym również sąd może wymierzyć sprawiedliwość.
Czy wyrok skazujący rodem ze Szwajcarii godzi w wolność słowa? Niezależnie od tłumaczenia pozwanego działał on na szkodę powoda i próbował za wszelką cenę go zniesławić. Warto przypomnieć sobie słowa Alexisa de Tocqueville, który mawiał, że wolność człowieka kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka.