Donald Trump: „to gry i internet powodują agresję u ludzi.” A może to politycy?

Maksym SłomskiSkomentuj
Donald Trump: „to gry i internet powodują agresję u ludzi.” A może to politycy?
Kiedy myśleliście, że obwinianie gier komputerowych za ostatnie dwie krwawe strzelaniny w Stanach Zjednoczonych to doskonała trampolina dla szeregowych amerykańskich polityków, którzy chcą na całej sprawie zyskać rozgłos, na scenę wkracza on – cały na biało. Donald Trump, znany populista prezydent USA, stwierdził w swoim przemówieniu, że „z grami komputerowymi trzeba coś zrobić”. „I z Internetem!”, dodał.

W strzelaninach w El Paso w Teksasie i Dayton w Ohio zginęło 30 osób, a ponad 50 zostało rannych. Rozpoczęło się już szukanie winnych całego zajścia. Właściciel serwisu Cloudfare zrywając współpracę z serwisem 8Chan za współwinnych jednej z masakr wskazał internautów nakręcających przestępcę na popularnym imageboardzie – całkiem słusznie. Kevin McCarthy z amerykańskiej partii republikańskiej stwierdził, że współwinne są gry komputerowe. Donald Trump powiedział z kolei, że wszystko bierze się z rozrywki elektronicznej i internetu, który ma fatalny wpływ na młodzież.

I moim zdaniem na rację – połowicznie.

Prezydent jednego z największych światowych mocarstw stwierdził: „Musimy zaprzestać gloryfikacji przemocy w naszym społeczeństwie. Mowa tutaj także o brutalnych grach komputerowych, które są dziś rzeczą powszechną”. Po chwili kontynuował: „W dzisiejszych czasach młodzież z problemami otoczona jest kulturą przemocy. Musimy położyć temu kres lub znacząco ograniczyć – i to natychmiast. Zmiany kulturowe są trudne, ale każdy z nas może wybrać styl życia który zakłada poszanowanie dla innych istnień. To właśnie możemy zrobić.”

Po przeczytaniu tych słów zachodzi we mnie pewien dysonans. Przywódca kraju będącego wraz z Chinami liderem w wydatkach na zbrojenia (649 miliardów dolarów w 2018 roku!) dopatruje się problemu związanego z kulturą przemocy w grach komputerowych. Nie w transmitowanych w telewizji i nakręcanych przez działaczy sceny politycznej konfliktach zbrojnych, konfliktach na tle wyznaniowym, rasowym, tożsamościowym. W grach. Abstrahując od wszelkich kwestii związanych z polityką i tym, czy darzycie „Wuja Sama” estymą, nie uważacie, że coś jest tutaj nie tak?

Przeciwnicy Donalda Trumpa w mig zaczęli go krytykować twierdząc, że problemem Stanów Zjednoczonych jest zbyt łatwy dostęp do broni. Nie śmiem zająć stanowiska w tej dyspucie, ale zgadzam się w dużej mierze ze stwierdzeniem, że to nie broń zabija – robią to ludzie. I dlatego też trudno Donaldowi Trumpowi w tej jednej kwestii nie przyznać racji – gdy wskazuje Internet jako szkodliwe medium. W Internecie szerzy się zło i agresja, a nakręcają je przede wszystkim wpływowi politycy, w tym światowi przywódcy.

Nikt inny jak właśnie Donald Trump i jego współpracownicy odpowiedzialni byli za emisję od maja 2018 roku na Facebooku 2200 propagandowych reklam mówiących o „inwazji” wrogich sił. „Inwazja” dotyczyła migracji mieszkańców innych państw, w tym Meksyku, do Stanów Zjednoczonych. Morderca z El Paso w swoim manifeście wskazywał właśnie Donalda Trumpa i jego postulaty jako wzór dla „białej tożsamości”. BBC podało nawet, że zamachowiec z El Paso powiedział, że „jego atak był odpowiedzią na inwazję Teksasu”. Użył tutaj słów wypowiadanych wielokrotnie przez Trumpa. Trump regularnie wskazuje Meksyk jako agresora, który szkodzi Stanom Zjednoczonym. Język polityki w 2019 roku jest brutalny, nierzadko wulgarny. Syndrom oblężonej twierdzy to zjawisko wykorzystywane powszechnie, by wzbudzać lęk u obywateli państw, którzy bezwiednie godzą się później z decyzjami władzy deklarującej zapewnienie bezpieczeństwa – za wszelką cenę.


Gdybyście mieli przez chwilę zastanowić się nad tym, o co toczone są najbardziej zaciekłe spory w polskim zakątku sieci, to z pewnością wielu z Was wskazałoby właśnie politykę. Polacy najchętniej skaczą sobie do gardeł ze względów ideologicznych. Jeszcze kilkanaście lat temu poziom dyskusji w sieci (także tej politycznej) był zupełnie odmienny. Spiralę nienawiści nakręcają przede wszystkim politycy, którzy polaryzują nastroje społeczne. Internauci czują się coraz bardziej bezkarni – pół biedy, że swoje ideologiczne dyrdymały wypisują w agresywnym tonie online. Gorzej, jeśli któryś z nich postanowi przenieść agresję do świata realnego.

Czy problemem dzisiejszych czasów naprawdę są gry komputerowe? Kolejne badania temu zaprzeczają. Wydaje się, że faktycznym problemem jest brak realnych konsekwencji za przeróżne społecznie szkodliwe działania w sieci. Nie nawołuję ani do cenzury, nie namawiam też do pozbawienia internautów anonimowości. Trzeba jednak wypracować rozwiązanie, które zapobiegnie rozlewaniu się nienawiści, przemocy i tak zwanego „hejtu” w świecie schowanym za firewallem.

Może zamiast postulować ograniczenia w dostępie do sieci i gier komputerowych powinniśmy ograniczać swobody politykom i zadbać o odpowiedni poziom ich dyskusji na najwyższym szczeblu? Ryba psuje się od głowy – to polskie przysłowie jest w przypadku tych rozważań zaskakująco adekwatne.

Źródło: PC Gamer, PC Gamer (2), BBC, inf. własna

Udostępnij

Maksym SłomskiZ dziennikarstwem technologicznym związany od 2009 roku, z nowymi technologiami od dzieciństwa. Pamięta pakiety internetowe TP i granie z kumplami w kafejkach internetowych. Obecnie newsman, tester oraz "ten od TikToka". Miłośnik ulepszania swojego desktopa, czochrania kotów, Mazdy MX-5 i aktywnego uprawiania sportu. Wyznawca filozofii xD.