Używany elektryk to mina? 35 km zasięgu po 11 latach eksploatacji

Maksym SłomskiSkomentuj
Używany elektryk to mina? 35 km zasięgu po 11 latach eksploatacji
Samochody elektryczne budzą gigantyczne emocje, co doskonale pokazuje popularność naszych wpisów na ich temat. Nic dziwnego. Zwolennicy elektromobilności zasypują konsumentów informacjami pokazującymi elektryki w niemal wyłącznie pozytywnym świetle. Rzeczywistość nie jest jednak wcale tak kolorowa. Niektóre kraje chcą, aby aut elektrycznych nie dało się ładować w określonych godzinach, ceny ładowania elektryków na stacjach Orlen Charge rosną w zastraszającym tempie, kolejki do stacji ładowania w okresie przedświątecznym były absurdalnie długie. Niestety, takich niepokojących doniesień jest coraz więcej. Spore wątpliwości towarzyszą eksploatacji tych pojazdów na przestrzeni kolejnych lat.

Sprawdź też: Tesla Model S płonęła przez 5 godzin w Piotrkowie Trybunalskim

Używany elektryk, w którym bateria nadaje się na śmietnik

Kupując używany samochód elektryczny trzeba naprawdę mocno uważać. Z jednej strony czytamy bowiem doniesienia o tym, że nawet po przejechaniu ponad 200 tysięcy kilometrów baterie w samochodach Tesla nie zmniejszają znacząco swojej pojemności. Z drugiej, docierają do nas historie taka jak ta dotycząca Forda Focus Electric z przebiegiem 96 560 kilometrów, gdzie koszt wymiany bezużytecznych w zasadzie baterii wyceniono na 14 000 dolarów (ok. 61 000 złotych). Prowadzący serwis Autotrader na YouTubie sprawdzili niedawno zasięg 11-letniego Nissana Leaf. Wnioski są jednoznaczne.

Nissan Leaf to jeden z kilku modeli pojazdów, które zapoczątkowały modę na elektromobilność. Egzemplarz testowany przez Autotrader wyprodukowano pod koniec 2012 roku. Od tego czasu przejechał on ok. 118 tysięcy kilometrów, czyli… niezbyt dużo. Jego zasięg podczas spokojnej jazdy wynosił latem tego roku już tylko 106 kilometrów. Względem seryjnego spadł o mniej więcej 30 procent (ze 150 kilometrów). W trakcie ekstremalnej próby autostradowej o wynikach zbliżonych do tych wartości można było pomarzyć.

Przeczytaj: Realny zasięg elektryków na autostradzie. Porównano 36 samochodów

Naładowany do pełna Nissan Leaf pokazał 67 kilometrów zasięgu. Test odbył się na zamkniętym torze. Prowadzący postanowili zmienić tryb jazdy z ekonomicznego na normalny, a przy okazji włączyć ogrzewanie. Samochody elektryczne bez pompy ciepła nie lubią, gdy kierowca aktywuje tę funkcję, znacząco redukując zasięg. Wystarczyło 5 km jazdy z prędkością ok. 160 km, aby prognozowany zasięg skurczył się do 38 kilometrów. Po 32 kilometrach jazdy samochód zmienił tryb jazdy na awaryjny, a Nissan Leaf przejechał łączny dystans 34,6 kilometra.

Nie dowiedziono niczego odkrywczego?

Test dowiódł oczywistego: samochody elektryczne, zwłaszcza te sprzed lat, nie nadają się do podróży autostradą. Kwestią dyskusyjną jest to, czy z zasięgiem ok. 100 kilometrów nadają się do jazdy miejskiej i podmiejskiej, choć w tych realiach nawet tak mały zasięg wydaje się wystarczający. Sami oceńcie.

No i utrata pojemności baterii. Po nieco ponad 100 tysiącach przejechanych kilometrów zasięg maksymalny spadł ze 150 do 106 kilometrów. To dość znaczący ubytek. Koszt nowych baterii przekracza wartość używanego pojazdu, niestety. Pamiętam historię z początku 2022 roku, kiedy jeden z mieszkańców Wrocławia skarżył się, że jego Nissan Leaf z 2011 roku w temperaturze -10 stopni Celsjusza może przejechać zaledwie 2 kilometry. Ta wersja przy wyjeździe z fabryki w 2011 roku obiecywała 175 kilometrów zasięgu.

Hmmm…

Źródło: YouTube

Udostępnij

Maksym SłomskiZ dziennikarstwem technologicznym związany od 2009 roku, z nowymi technologiami od dzieciństwa. Pamięta pakiety internetowe TP i granie z kumplami w kafejkach internetowych. Obecnie newsman, tester oraz "ten od TikToka". Miłośnik ulepszania swojego desktopa, czochrania kotów, Mazdy MX-5 i aktywnego uprawiania sportu. Wyznawca filozofii xD.