Pamiętacie aferę, która wybuchła w związku z tym, że firma Apple obniżała po cichu wydajność starszych modeli iPhone’ów? Producent tłumaczył się względami związanymi z bateriami, które po jakimś czasie mogą prowadzić do niestabilnej pracy urządzenia, gdy to pracuje z wysoką mocą obliczeniową. Otóż musicie wiedzieć, że Tesla sięgnęła po dokładnie ten sam środek. Zamiast zorganizować akcję serwisową i wymienić wadliwe baterie w ponad 2000 samochodach Model S i Model X producent… wypuścił aktualizację oprogramowania. Aktualizację, która pogorszyła parametry pracy samochodów.
Wiele wskazuje na to, że półśrodek, po który sięgnęła Tesla jest faktycznie skuteczny. Aktualizacja softu miała na celu zapobiegnięcie przegrzewaniu się baterii w pojazdach, które mogłoby prowadzić do pożaru. Niestety, konsumenci w dalszym ciągu korzystają z wadliwych ogniw, a teraz na domiar złego ich samochody ładują się odczuwalnie wolniej, a ich zasięg zmniejszył się o ok. 40 kilometrów.
O tym czy Tesla zostanie zmuszona do akcji serwisowej zadecyduje administracja Stanów Zjednoczonych. Firma wciąż nie odniosła się do zarzutów.
Taka zagrywka ze strony producenta samochodów jest niezwykle niepokojąca. W dobie samochodów elektrycznych aktualizacje oprogramowania będą czymś na porządku dziennym i aż strach pomyśleć do jakich szkodliwych z punktu widzenia konsumentów praktyk może do prowadzić.
Źródło: Reuters