Słynny dźwięk powitalny Netflixa mógł brzmieć zgoła inaczej

Maksym SłomskiSkomentuj
Słynny dźwięk powitalny Netflixa mógł brzmieć zgoła inaczej

Charakterystyczny dźwięk, którzy użytkownicy Netflixa mogą usłyszeć po włączeniu wielu dostępnych w platformie filmów czy seriali lub włączeniu niektórych wersji samej aplikacji, jest niemal tak samo rozpoznawalny jak jego czerwone logo. Jak właśnie się okazało, ten dźwięk mógł być zupełnie, zupełnie inny, a przy tym… niesamowicie dziwny.

Coś, z czym Netflix miał być kojarzony

Dźwięk od dawna jest niezwykle istotnym elementem brandingu w przemyśle filmowym. Cóż, chyba każdy doskonale kojarzy słynne fanfary wytwórni 20th Century Fox czy ryk lwa Leo Metro-Goldwyn-Mayer. Dlatego, gdy Netflix zaczął tworzyć własne filmy i seriale, jego włodarze wiedzieli, że i ten potrzebuje własnego charakterystycznego „intro”.

Pierwsza oficjalna wersja intra Netlfixa zadebiutowała w 2015 roku, wraz z dźwiękiem „ta-dum”. Ale w jaki sposób dźwięk ten się narodził? Na ten temat niedawno w podcaście Twenty Thousand Hertz niedawno wypowiedział się Todd Yellin, wiceprezes Netflixa ds. produktu.

Jak poinformował Yellin, Netflix od początku wiedział, że potrzebuje bardzo krótkiego intra, innego niż intra większości wytwórni. Jednocześnie, intro to wciąż musiało zbudować napięcie, by potem je uwolnić. Nie mogło być też ono zbyt elektroniczne. Poza tym, miało się jednoznacznie kojarzyć z Netflixem.

Po wielu nieudanych próbach stworzenia idealnego dźwięku dla intra, Yellin zatrudnił Lona Bendera, edytora dźwięku, który zdobył Oscara za najlepszą edycję efektów dźwiękowych za pracę nad filmem Breakheart. Waleczne Serce. Bender opracował wiele dźwięków dla intra – bazujących na pozytywkach, imitujących otwieranie drzwi, czy dźwiękach kojarzonych z nagrywaniem filmów.

Efekty długotrwałych wysiłków były… niecodzienne

Dźwiękiem, który niemalże stał się ostatecznym dźwiękiem towarzyszącym intro Netflixa, było dzisiejsze „ta-dum”, ale zakończone dodatkowo… beczeniem kozy. Tak, oczy Was nie mylą – beczeniem kozy.

„[…] podobał mi się dźwięk kozy”, powiedział Yellin. „Był zabawny, nietypowy. To była nasza wersja Lwa Leo (Metro-Goldwyn-Mayer). Na chwilę się przy nim zatrzymaliśmy.”

Oczywiście, ostatecznie Netflix z beczenia kozy zrezygnował. Może to i dobrze…

Jeśli chodzi o sam dźwięk „ta-dum”, Bender stworzył go, uderzając swoim pierścieniem ślubnym w szafę w sypialni. Dźwięk samego pierścienia uzupełniono jednak o kilka dodatków, w tym dźwięk gitary elektrycznej odtworzony od tyłu.

Zobacz również: Netflix za darmo na 1000 miesięcy. Zobacz co trzeba zrobić

Źródło: IndieWire, fot. tyt. Canva

Udostępnij

Maksym SłomskiZ dziennikarstwem technologicznym związany od 2009 roku, z nowymi technologiami od dzieciństwa. Pamięta pakiety internetowe TP i granie z kumplami w kafejkach internetowych. Obecnie newsman, tester oraz "ten od TikToka". Miłośnik ulepszania swojego desktopa, czochrania kotów, Mazdy MX-5 i aktywnego uprawiania sportu. Wyznawca filozofii xD.