Jeden z pasażerów lotu postanowił ustawić nazwę udostępnianej przez siebie sieci bezprzewodowej jako „Remote detonator” (z ang. zdalny detonator). Dzięki tetheringowi podłączyła się do niej jego towarzyszka podróży. Gdyby wzmiankowani pasażerowie postąpili zgodnie z prośbą załogi i przełączyli swoje urządzenia w tryb samolotowy, wyłączając przy tym Wi-Fi, kontrowersyjna nazwa sieci zapewne umknęłaby uwadze załogi. Żart polegał najwyraźniej na tym, aby Wi-Fi było widoczne.
Pomimo próśb załogi kierowanych do ogółu pasażerów, którzy jeszcze nie przełączyli urządzeń w odpowiedni tryb, duet odpowiedzialny za „psikus” nie wyłączyli Wi-Fi. Krótko po tym samolot na płycie lotniska został otoczony przez oddziały policji, a na miejsce przyjechały karetki. Brzmi niewiarygodnie, prawda? Sytuację z wnętrza samolotu uwiecznił na nagraniu jeden z pasażerów.
Wyświetl ten post na Instagramie.
Sprawcami zamieszania okazali się 31-letni mężczyzna i 42-letnia kobieta, którzy zostali usunięci siłą z pokładu samolotu. Zanim udało się ich zidentyfikować służby spędziły 3 godziny na przeczesywaniu pokładu maszyny. Ostatecznie samolot odleciał do Montrealu z, bagatela, 5-godzinnym opóźnieniem.
Dwójce niesfornych pasażerów postawione zostaną zapewne poważne zarzuty, a odpowiednie organy obarczą ich zarówno kosztami akcji, jak i kosztami wynikającymi z tytułu sporego opóźnienia lotu. Ciekawe czy żartownisie twierdzą, że „było warto”.