Przedstawiciele Facebooka, który liczy sobie ok. 16 milionów użytkowników z Polski i jest firmą dysponującym polskim oddziałem, stwierdzili, że „nie mają w swoim zespole procesowym prawników mówiących po polsku”. Jednym słowem: na brak prawników powołuje się firma, która z polskimi użytkownikami zawiera umowy, oferuje im polską wersję serwisu, organizuje konferencję, wynajmuje warszawski biurowiec i na co dzień ma styczność z polskimi przepisami. Czy w takim razie Facebook jest w stanie w ogóle działać z polskim prawem i oferować swoje usługi w Polsce?
Słowem wyjaśnienia: w polskim prawodawstwie strona nie ma możliwości odrzucenia pozwu. Pozwalają jednak na to przepisy unijne. Te mówią z kolei, że adresat przesyłki sądowej może jej nie odebrać, jeśli doręczone dokumenty sporządzono w nieznanym mu języku. Ważnym w sprawie jest to, że pozywanym przez SIN musi być podmiot działający na co dzień w Irlandii. Tak, Facebook ma swoją siedzibę właśnie w tym kraju. Polski oddział Facebooka od sprawy umywa ręce i wskazuje centralę jako oddział właściwy dla wszelakich pozwów.
SIN i fundacja Panoptykon przypominają, że sądy niemieckie przyjęły we wcześniejszych sprawach, że Facebook i Twitter nie mogą powoływać się na nieznajomość języka niemieckiego, skoro obsługują niemieckich klientów i prowadzą interesy w tym języku.
Jak zapewne się domyślacie, Facebook w ten sposób wyłącznie gra na czas i utrudnia zawiązanie sporu – SIN z pewnością dostarczy pozew w języku angielskim. Sąd obciążył z resztą pozywającego kosztem zaliczki na poczet tłumaczenie dokumentów w kwocie 1894 złotych. Strona pozywająca złożyła już stosowne pismo sądowe z prośbą o zwolnienie z opłaty za tłumaczenie pozwu.
Społeczna Inicjatywa Narkopolityki uważa, że prywatna cenzura w serwisie, dla którego nie ma realnej alternatywy to istotne ograniczenie słowa. SIN walczy o to, aby zablokowani użytkownicy mogli odwoływać się od arbitralnych decyzji administracji serwisu.
Źródło: Panoptykon