Zaledwie garstka osób oglądała atak na nowozelandzkie meczety na żywo

Bartek SzcześniakSkomentuj
Zaledwie garstka osób oglądała atak na nowozelandzkie meczety na żywo
Atak na dwa meczety w Nowej Zelandii jest jednym z najglośniejszych tematów na całym świecie. Po całej sieci krążą nagrania z transmisji na żywo, którą terrorysta prowadził na Facebooku. Dla wielu osób jest to skandaliczna sytuacja. W przeszłości zdarzały się transmisje z gwałtów i Facebook obiecywał jak najszybsze usuwanie takich treści. Jak widać – niezbyt to wyszło.

Ale wbrew pozorom, liczba widzów na transmisji nie była duża. Łącznie przez cały czas nadawania wideo, oglądało je 4000 osób. Pierwsze zgłoszenie do zespołu Facebooka wpłynęło po 29 minutach od startu, czyli 12 minut po zakończeniu live. Ta garstka osób wystarczyła jednak, aby materiał rozszedł się niczym wirus.

Zobacz również: Facebook usunął podobno 1,5 miliona filmów z ataku na meczety w Nowej Zelandii

Nagranie z ataku w ciągu pierwszej doby było usuwane z Facebooka ponad 1,5 miliona razy. YouTube oświadczył, że w ciągu weekendu nowe filmy z transmisji pojawiały się średnio raz na sekundę. Oprócz tych dwóch mediów obiegają one również wiele innych zakątków internetu – były udostępnione na forach reddit r/watchpeopledie i r/gore, które zostały już zablokowane. Szybko trafiły też na 4chan i 8chan (na których terrorysta był aktywnym użytkownikiem). Stosunkowo łatwo znaleźć je również na polskich stronach – nie podamy Wam jednak żadnych szczegółów.

Fragmenty wideo z Facebooka zostały nadane także w programach The Daily Mail i Sky News Australia, a nowozelandzcy dostawcy internetu (między innymi Vodafone, Spark, Vocus) zostali zmuszeni do zablokowania dostępu na poziomie DNS do stron, które nie odpowiadały na żądanie usunięcia filmu (chociażby wspomniane już 4chan i 8chan).

Zobacz również: Wideo z ataku w Nowej Zelandii w weekend pojawiało się na YouTube co sekundę

Oczywiście nie ma tutaj dużej winy Facebooka – serwis nie może samodzielnie kontrolować każdej transmisji, polega on przede wszystkim na zgłoszeniach od użytkowników. W tym przypadku te wpłynęły bardzo późno. Nie zmienia to jednak faktu, że i tak znalazł się on w ogniu krytyki. Niemcy ustanowiły już kary dla serwisów, które nie radzą sobie z szybkim usuwaniem szkodliwych treści, a Wielka Brytania jest w trakcie prac nad takim rozwiązaniem. I o ile w tym przypadku prawdopodobnie obejdzie się bez powaznych konksekwencji, o tyle przyciągnie to jeszcze większą uwagę do działań Facebooka i jego zarządzania treściami.

Źródło: Facebook

Udostępnij

viriacci