Graliśmy w Days Gone – historia (nie)idealna. Poznajcie nasze pierwsze wrażenia

Piotr MalinowskiSkomentuj
Graliśmy w Days Gone – historia (nie)idealna. Poznajcie nasze pierwsze wrażenia
{reklama-artykul}Pod koniec kwietnia bieżącego roku szykuje się premiera tworzonego przez sześć lat tytułu ekskluzywnego na konsolę PlayStation 4. Days Gone to jedyna większa produkcja na wyłączność, która uraczy posiadaczy najnowszego sprzętu od Sony – jeśli jesteście zainteresowani tym tytułem to zapraszamy do lektury naszych pierwszych wrażeń.

Na pokazie przedpremierowym miałem okazję przegrać w Days Gone pierwsze trzy godziny kampanii i w żadnym wypadku nie mogę powiedzieć, że był to czas stracony. Nie mogę również stwierdzić, iż był to dla mnie najlepiej spędzony okres z konsolową produkcją w ostatnim czasie. Gra autorstwa studia SCE Bend Studio zapowiada się naprawdę ciekawie, lecz… niewiele ponad to.

dg2.jpg

Days Gone rozpoczyna się dosyć gwałtownie i praktycznie nie pozwala użytkownikowi na oswojenie się z sytuacją – wrzuceni zostajemy w sam środek apokalipsy zombie, gdzie naszym jedynym zadaniem jest przetrwanie. Osobiście mi taki zabieg bardzo się spodobał, bo od pierwszej chwili doskonale zdawałem sobie sprawę z jakim gatunkiem mam do czynienia.

W grze kierujemy członkiem gangu motocyklowego o wdzięcznym imieniu Deacon St. John, którego także poznajemy w dosyć trudnych warunkach – nie tylko środowiskowych, ale też psychicznych. Bohater musi podjąć bowiem niezbyt przyjemną decyzję (niestety nie możemy tego zrobić za niego), lecz wstrzymam się tutaj od dalszych spoilerów.

Jeśli już o naszym bohaterze mowa, to trzeba wspomnieć o tym, że nie jest on jakąś niezwyciężoną jednostką, a zwykłym człowiekiem bez jakichś większych zdolności. Tym samym na każdym kroku należy w Days Gone uważać, gdyż nawet natknięcie się na jednego potwora może spowodować nie lada kłopoty. Tutaj przydaje się system skradania (rodem z serii Tomb Raider) i zabijania zombie z zaskoczenia (tutaj nie można oprzeć się wrażeniu jawnej inspiracji Assassin’s Creed). Gorzej sytuacja wygląda w momencie natknięcia się na większą grupę przeciwników, których eliminację trzeba skrupulatnie przemyśleć i zaplanować.

dg3.jpg

Ciekawym motywem są bez wątpienia tzw. hordy stworów, które mogą liczyć nawet kilkadziesiąt zombiaków i przetaczają się w losowym miejscu w losowym czasie. Pierwsze (i nieoczekiwanie) spotkanie z tym rojem może przyprawić o stłumiony okrzyk zdziwienia (mnie przyprawiło!) i uciekanie sprintem tylko po to, aby nie stać się jego pokarmem.

Skoro wiemy już o tym, że kierujemy członkiem gangu motocyklowego, to raczej nie trudno się domyślić jaki będzie główny środek transportu w Days Gone. Twórcy jednak zdawali sobie sprawę, że taki pojazd występuje w setkach innych gier, więc postanowili dodać szczyptę realizmu i wyjątkowości w postaci… musu dbania o maszynę i wlewania do baku benzyny. Na początku taka mechanika wydaje się naprawdę ciekawa, lecz po trzech godzinach gry zaczęła nieco irytować mnie potrzeba ciągłego zerkania na licznik. Zwłaszcza, że aby wlać paliwo należy zejść z pojazdu, podnieść kanister i oglądać dosyć długą animację, co niestety po jakimś czasie zaczyna wytrącać z dynamicznej akcji.

dg4.jpg

Na szczęście nie musimy się o paliwo martwić (przynajmniej ja przez 180 minut nie miałem takiej potrzeby), bo w świecie gry występuje ono w postaci kanistrów dosyć często. Na mapie znajdują się także stacje benzynowe z nielimitowaną ilością benzyny. A co z aspektem napraw motocykla? Na szczęście nie trzeba tego robić zbyt często, gdyż wjechanie w drzewo czy skały nie powoduje żadnego efektu. Tutaj więc realizmu nie znajdziemy, lecz po większej liczbie stłuczek faktycznie musimy zejść z pojazdu i podobnie oglądać długą animację naprawy silnika.

Co się zaś tyczy systemu strzelania – niestety nie jest on w żaden sposób wyjątkowy. Prezentuje się dokładnie jak w przypadku innych nowych produkcji więc gracze szukający jakiejś rewolucji nie mają tu czego szukać. Zabijać wrogów możemy także tradycyjnie – na dystans za pomocą broni palnej albo bezpośrednio podchodząc do nich i zadając ciosy np. kijem baseballowym. Podobnie jest ze skradaniem, które polega na chowaniu się w trawie, a potem atakowaniu wrogów z zaskoczenia.

dg5.jpg

Nowoczesna produkcja nie może obyć się bez craftingu i trybu detektywistycznego. Obie te rzeczy znalazły się również w Days Gone i na szczęście zostały sprytnie zaprojektowane przez co nie sprawiają wrażenia wciśniętych na siłę. Deacon dzięki „zmysłowi” może wyszukiwać elementy interaktywne otoczenia czy wytropić cel. Crafting z kolei to coś, co wymaga dłuższego posiedzenia z grą, gdyż po trzech godzinach moje palce niestety nie były jeszcze tak wyćwiczone, żeby z kołowego pola za pomocą czterech przycisków jednocześnie wybierać i tworzyć przedmioty – a to wszystko zazwyczaj w biegu! Zapewne po np. dziesięciu godzinach wszystko odbywałoby się automatycznie.

Teraz przejdźmy do elementu, który w Days Gone zdecydowanie podoba mi się najbardziej, czyli ogólnego klimatu. Deweloperom udało się w moim mniemaniu osiągnąć niezwykle wysoki poziom przez zastosowanie świetnej gry światło-cienia. Świat jest mroczny i wręcz przytłacza swoją powagą, ale idealnie to pasuje do otoczki fabularnej i charakteru głównego bohatera. Grafika nie jest jednak z najwyższej półki i to widać praktycznie na każdym kroku, ale ogólne wrażenie jest naprawdę świetne.

dg6.jpg

Days Gone dostępny będzie w pełni po polsku i sam podczas pokazu miałem okazję grać z ojczystym dubbingiem. Muszę przyznać, że nie wypada on najgorzej, a wręcz przypadł mi do gustu i w żaden sposób nie brzmi sztucznie (no, może poza kilkoma wyjątkami) – Sony zresztą przyzwyczaiło nas do solidnie wykonanej lokalizacji.

Tak jak już wspomniałem na początku – Days Gone zapowiada się ciekawie, ale raczej nie będzie to produkcja, którą właściciele PlayStation 4 zapamiętają na długo. Niemniej dla fanów tematyki zombie być to naprawdę solidny tytuł, który zapewni wiele godzin przyjemnej rozgrywki.

Źródło: własne

Udostępnij

Piotr MalinowskiDziennikarz z pasji i wykształcenia. Jest związany z popularnymi serwisami branżowymi, gdzie od siedmiu lat publikuje treści o nowych technologiach, gamingu oraz „ludziach internetu”. Fascynuje go wpływ influencer marketingu na społeczeństwo oraz szeroko pojęte przyczyny i skutki nierówności społecznych. Prywatnie fan powieści/filmów grozy, gier studia Piranha Bytes, podcastów kryminalnych, dobrej kawy oraz rowerowych wycieczek.