Obecnie w usługach streamingowych 27% treści pochodzi z Europy, podczas gdy Netflix balansuje na granicy 21% – wynika z wyliczeń Unii Europejskiej.
To jednak nie koniec. Kraje członkowskie będą mogły wymagać od usług streamingowych inwestycji w produkcję lokalnych filmów i seriali. Dotyczy to firm, które działają na terenie wybranego kraju, nie posiadając w nim swojej siedziby.
Pieniądze będą przekazywane bezpośrednio na konkretne produkcje lub do organizacji państwowych, które następnie rozdysponują je według potrzeb.
Przeciwnicy powyższego rozwiązania wskazują, że Unia Europejska po raz kolejny chce regulować rynek cyfrowy, nie mając o nim zielonego pojęcia. „Usługi subskrypcyjne, takie jak Netflix czy Amazon, powinny rozważać zaledwie jedną rzecz podczas umieszczania filmów w swoich bibliotekach – czy widzowie chcą to oglądać” – mówi Daniel Dalton, członek Parlamentu Europejskiego.
Projekt dyrektywy, w którym znajdują się powyższe zapisy, zostanie ogłoszony już jutro, 25 maja. Wtedy też poznamy wszystkie szczegóły z tym związane. Unia Europejska skupi się także na zniesieniu blokad regionalnych.
Źródło: Reuters